24 września 2004

czwartek

godz. 17:00  Galeria "Przykrótka" przy ul. Krótkiej

 
"Stary Testament"  
 
wernisaż wystawy fotogrmów Andrzeja Świetlika  
 
 
Fundacja Kultury Ziemi Sandomierskiej
ul. Rynek 25/26
 
strona oficjalna: http://www.swietlik.art.pl
 
 
 
 
 
Powrót córki marnotrawnej, czyli odnawianie mitów
 
 

Mity mają to do siebie, że mało kto już pamięta ich początki zapisane w tekstach źródłowych. Mity biblijne znane są oczywiście badaczom Pisma Świętego, a także świadkom Jehowy, zawsze skłonnym tłumaczyć profanom, na czym polegają wszelkie tajemnice Księgi. Ale nam, którzy stykamy się z biblijną mitologią głównie poprzez frazeologię językową, porzekadła, potoczne zaklęcia albo i łagodne przekleństwa (“Sodoma i Gomora z wami!”, “Co tak stoisz jak żona Lota!”) – mity jawią się jako zatarte w pamięci pokoleń opowieści, skurczone głównie do samego hasła, pierwszego skojarzenia. Widzimy je także – jeśli ktoś cokolwiek czyta czy ogląda – poprzez górę dzieł sztuki i literatury. Również poprzez uczone komentarze narosłe przez wieki.
I właściwie nie ma już możliwości dotarcia do ich pierwotnych znaczeń.

Ale może nie ma już takiej potrzeby? Może pozostała nam tylko swobodna gra skojarzeniami wywiedzionymi z różnych źródeł, bez przestrzegania logiki sensów nadanych im przez biblijnych autorów? Tym bardziej, że niektóre z tych mitów wręcz nie dadzą się już rozumieć wprost, z dziecinną naiwnością prostaczków bożych postawionych wobec Niedocieczonej Tajemnicy.

Ot, choćby prahistoria naszych rodziców, Adama i Ewy. Kobieta z żebra mężczyzny? Taż to zaprzeczenie fundamentom biologii, gdzie żeńskie rodzi męskie, a nie na odwrót! A wąż gadający ludzkim głosem? Albo historia żony Lota, która wbrew boskiemu zakazowi odwróciła głowę, bo spojrzeć na zagładę swojej Sodomy, i zamieniła się w słup soli?

Inne mity mają się trochę lepiej w naszej wyobraźni i brzmią prawdopodobniej. Mały Dawid godzący kamieniem z procy
w przemądrzałego pyszałka Goliata to uosobienie jakże ludzkiej żądzy odwetu: mniejsze wygrywa z większym, szanse się wyrównują, chytrość rozumu zwycięża tępą siłę. Albo ci dwaj lubieżni starcy opisani w Księdze Daniela. Podglądają cnotliwą Zuzannę w kąpieli, a z zemsty, że nie chciała ulec im żądzom, szantażują niewinną niewiastę groźbą publicznego donosu o jej rzekomej pozamałżeńskiej schadzce. Jakież to ludzkie, czyli zrozumiałe... Albo taka ewangeliczna (ze św. Łukasza) przypowieść o synu marnotrawnym. Wziął swoją część majątku i zamiast przykładnie pomnażać ją na rodzinnej ziemi, wybrał hulankę na dalekim świecie, zaś potem, skruszony i biedny, wrócił na ojcowskie łono. I oto zamiast solennego wyklęcia spotkało go wybaczenie, a nawet nagroda w postaci wielkiej uczty. Dla zawistników (był nim na przykład starszy brat hulaki) jest to skądinąd mit trudny do wewnętrznego zaakceptowania, ale jakże pouczający: cierpliwa miłość potrafi przezwyciężyć zdradę
i grzech.

Mity biblijne mają zatem nierówną wartość poznawczą i nie każdy da się prosto wytłumaczyć. Niektóre trzeba brać na wiarę, inne przekonują bez trudu na rozum. A czym stały się w wydaniu fotograficznym Andrzeja Świetlika?

Przede wszystkim swobodną re-interpretacją. Zarówno na poziomie gry znaczeń, jak, by tak rzec, samego przedmiotu. Jedyne, co zostało w miarę zachowane, to elementarne struktury mitologiczne. Mamy oto żonę Lota pośród rozpusty w Sodomie i Gomorze. Mamy Adama z Ewą, Dawida z Goliatem, starców z Zuzanną, syna marnotrawnego z ojcem. Ale to tylko figury gry, i nawet one są niekoniecznie dosłowne. To po prostu aktorzy wcielający się w sytuacje zapisane w Biblii. Ponadto aktorzy bynajmniej nie realistycznego teatru... Dawid i Goliat to w nowym wcieleniu dwie nagie kobiety. Już nie syn, ale córka marnotrawna pochyla się przed ojcem. Żona Lota to umowny “słup soli” zbudowany ze zwielokrotnionej postaci kształtnej golaski. Ewa, sądząc z wieku, mogłaby być córką Adama... .

 

Artysta zobaczył najpierw te mity jako TEATR. Coś zatem bardzo umownego, w czym pierwotny mit odbija się jako dalekie echo czegoś wprawdzie istniejącego w naszej świadomości, ale na tyle zatartego, że można już dziś na jego kanwie pleść nowe opowieści-interpretacje. Czasem prowokacyjne; naga Dawidka skulona w cieniu wielkiej nagiej Goliatki to coś więcej niż przypowieść o zwycięskiej chytrości rozumu nad siłą. Trochę inne uruchamiają się moce wyobraźni, kiedy patrzymy nie na syna, ale na gołą córkę marnotrawną klęczącą przed ubranym ojcem-starcem... Ciężar znaczeń przesuwa się w stronę dwuznacznej erotyki – w oczywistej zgodzie ze współczesnym odczytywaniem wielu relacji międzyludzkich. Niekoniecznie nawet z sięganiem po poczciwe odkrycia psychoanalityczne dziadka Freuda.

Teatr zresztą może wiele i on właśnie jest tu pierwszym źródłem inspiracji i skojarzeń. Kiedy wielka Sara Bernhardt grywała Hamleta, nikt się nie dziwił: sztuka ponad wszystko. Kiedy sto lat później tegoż Hamleta grała u Andrzeja Wajdy Teresa Budzisz-Krzyżanowska, była to już czysta umowność i radosna dezynwoltura. Nie postać dramatu była ważna, ale kreujący ją aktor - dowolnej płci; oto ostateczny triumf Sztuki.

Świetlik, którego technologiczna wyobraźnia zdaje się nie mieć granic, perwersyjnie połączył najstarszą czarnobiałą konwencję fotograficzną z kompozycyjnym rozpasaniem, niemal barokowym, multiplikując postaci, przez co jakby osaczając je wzajemnie w zatrzymanym ruchu ciał. I tak mamy: wirujący, roztańczony, niejednoznaczny, lekki, czarno-biały teatr.

Czy da się wypreparować z tych sfotografowanych scen jakieś konkretne interpretacje dawnych mitów? Myślę, że od biedy można, ale chyba nie ma sensu kusić się o ich wykładnię na papierze.

Fotogramy Świetlika zdają się znacznie wyraźniej nawiązywać do współczesnej scenerii: woda kapiąca na folię plastikową, fryzury kobiet, materie ubrań – to sygnały dość jednoznacznie wskazujące na czas akcji. Ale sens tych sfotografowanych seansów jest znacznie trudniejszy do odczytania. Zmierzają wręcz ku jakiemuś surrealizmowi sytuacyjnemu, którego zwieńczeniem zdaje się być “słup soli” skonstruowany ze zwielokrotnionej pani Lotowej.

Wielka doprawdy jest siła mitu. I jego nieskończona pojemność. Wydawałoby się, że wszystko już powiedziano, namalowano, wyrzeźbiono i zagrano. A tymczasem...

Tadeusz Nyczek